Poranek.
Kroplami deszczu ranek mnie wita,
jezioro poorane jest bruzdami fal.
Na wschodzie ciemno, jeszcze nie świta,
do łódki więc wsiadam i płynę w dal.
Celem jest druga strona jeziora,
gdzie para łabędzi gniazdo swe ma.
Wczoraj tam miałem rybę „potwora”,
lecz jej nie mogłem oderwać od dna.
Płynę z nadzieją na udane łowy,
sprzęt dzisiaj mocny mam w swej dłoni.
Wczorajsza ryba nie chce wyjść z głowy,
tak jak te kilka ładnych okoni.
Docieram do celu, wiosła odkładam,
dziś do wyboru dwa kije mam.
Na jeden gumę sporą zakładam
z główką o wadze dwunastu gram.
Na drugim blaszka średniej wielkości,
albo woblery, które też mam.
Tylko ten deszcz trochę mnie złości,
on pokrzyżować może mój plan.
A plan jest taki,- złowić szczupaka,
przy tym parę ładnych okoni.
Więc płaszcz wyjmuję ze swego plecaka
i wędkę pewnie trzymam w swej dłoni.
Czas mija szybko, dzień w szarej krasie,
chmury ciemne płyną z nad Wieprza,
obok łódki „bomblują” karasie
a zamiast szczupaka, zahaczyłem leszcza.
taka już nasza wędkarska dola,
raz słonko grzeje, raz moczy nas deszcz,
lecz coś nas tam ciągnie, nad wodę woła,
czasem to szczupak a czasem leszcz.