29-07-2012, 12:55
Tam gdzie zatrzymał się czas.
Sierpień puka już do drzwi,
latem pachnie cały kraj,
za rybkami mi się cni,
więc wyruszam z wędką w dal?
Poprzez pola, łąki i las,
mijając bokiem sady młode,
prowadzi mnie wędkarski szlak,
w cichą dal, po przygodę.
Tam za lasem i za polem,
gdzie się rzeczka wąska wije,
rosną w zbożu tam kąkole
a nad wodą, wodne lilie.
W rzece, pstrągi i lipienie,
oraz wiele innych ryb,
tam na wodę rzuca cienie,
szpaler starych, pięknych lip.
Są dwa stare młyny wodne,
choć nie czynne są od dawna,
drogi wiodą tam dogodne
dzięki młynom wieś była sławna.
To jest miejsce mej wyprawy,
chociaż trudne to łowisko,
tylko przejdę most „koślawy”
i pokonam osuwisko.
Jest tam prostka, metrów – trzysta,
sporo rynien, ładnych dołków.
Woda bystra i przejrzysta,
kilka zatopionych kołków.
Jest tu lipień, przyznać muszę,
czy mam szansę? szansy brak.
Bo po prostu ja nie „muszę”
pstrąg na blaszkę?, o – ten, tak!
Więc ze „spinem” szukam pstrąga,
idę by mieć słonko w twarz,
co raz rzucam, zwijam, ściągam,
nagle! Co to! Kurza twarz!
Coś chwyciło za przynętę,
coś odjeżdża, gna pod prąd,
coś wygina moją wędkę,
tak, to pewnie, ładny pstrąg.
Stojąc w cieniu pod drzewami,
mam u stóp już tego pstrąga,
więc odhaczam go palcami,
bywaj zdrów, płyń, wolna droga.
Postał chwilę na mieliźnie,
jakby troszkę się zawahał,
potem wolno znikł w głębinie
i ogonem mi pomachał.
Warto było wstać o świcie,
trudną drogą iść przez las,
zmoczyć się w porannym życie,
tam gdzie w miejscu stanął czas.
Sierpień puka już do drzwi,
latem pachnie cały kraj,
za rybkami mi się cni,
więc wyruszam z wędką w dal?
Poprzez pola, łąki i las,
mijając bokiem sady młode,
prowadzi mnie wędkarski szlak,
w cichą dal, po przygodę.
Tam za lasem i za polem,
gdzie się rzeczka wąska wije,
rosną w zbożu tam kąkole
a nad wodą, wodne lilie.
W rzece, pstrągi i lipienie,
oraz wiele innych ryb,
tam na wodę rzuca cienie,
szpaler starych, pięknych lip.
Są dwa stare młyny wodne,
choć nie czynne są od dawna,
drogi wiodą tam dogodne
dzięki młynom wieś była sławna.
To jest miejsce mej wyprawy,
chociaż trudne to łowisko,
tylko przejdę most „koślawy”
i pokonam osuwisko.
Jest tam prostka, metrów – trzysta,
sporo rynien, ładnych dołków.
Woda bystra i przejrzysta,
kilka zatopionych kołków.
Jest tu lipień, przyznać muszę,
czy mam szansę? szansy brak.
Bo po prostu ja nie „muszę”
pstrąg na blaszkę?, o – ten, tak!
Więc ze „spinem” szukam pstrąga,
idę by mieć słonko w twarz,
co raz rzucam, zwijam, ściągam,
nagle! Co to! Kurza twarz!
Coś chwyciło za przynętę,
coś odjeżdża, gna pod prąd,
coś wygina moją wędkę,
tak, to pewnie, ładny pstrąg.
Stojąc w cieniu pod drzewami,
mam u stóp już tego pstrąga,
więc odhaczam go palcami,
bywaj zdrów, płyń, wolna droga.
Postał chwilę na mieliźnie,
jakby troszkę się zawahał,
potem wolno znikł w głębinie
i ogonem mi pomachał.
Warto było wstać o świcie,
trudną drogą iść przez las,
zmoczyć się w porannym życie,
tam gdzie w miejscu stanął czas.
[życie zaczęło się w wodzie,
woda to mój żywioł]
woda to mój żywioł]