28-08-2014, 09:00
Ja z kolei pojechałem rozprostować kości przed pracą. Stoję sobie koło 5.00 przy jednym z warszawskich mostów i obławiam zwarki małym siekiem. W pewnym momencie czuję tępe przytrzymanie, tnę i zaczynam holować jakąś szmatę (kto łowi na Wiśle warszawskiej ten wie ile tego ścierwa się wyławia). Ciężko, ale idzie pod prąd i nagle, z 4-5m ode mnie "szmata" zaczyna rytmicznie pulsować i spierdzielać w stronę głównego nurtu! Kijek wygięty w pałąk (zestaw kleniowy), hamulec terkocze a ja niewiele mogę zrobić. Delikatnie pompuje i zaczyna się zabawa w przeciąganie liny - co ja odzyskam z trudem 2-3m to ryba zabiera pięć i cały czas zawzięcie bije do dna. I tak przez jakieś 10 minut, nawet raz udaje mi się przyciągnąć ją blisko brzegu i widzę jak coś się przewala, ale za ch.. nie wiem co to za ryba. Wiem tylko że jeszcze takiej nie miałem na wędce (nie należę do osób które często łowią okazy). Niestety w pewnym momencie czuje luz i widzę jak żyłka zwisa smętnie z końca wędki. Przetarta
Widok odpływającej ryby - bezcenny