11-08-2014, 20:45
(11-08-2014, 19:15)skorio napisał(a): Wczoraj na odcinku "warszawskim", w upalnym środku dnia, przy podnoszącej się i trąconej już mocno wodzie trafiam małego Bolesławika (40+), dwa małe klonki (25-30) ... i ... ciekawostka: kilkanaście metrów ode mnie, wędkarz wyciąga sandałka (ok. 40), po chwili wypuszcza... kurczę myślę... o tej porze, na płyciźnie, na małej cofce ... koniec świata. Po przeżyciu tego końca świata, wracam w górę rzeki, a tam obserwuję przy brzegu innego wędkarza, któremu pod nogami na trawie szamoce się "rybka" (ok 40-50). Trawa skutecznie ogranicza mój widok, wędkarz mnie nie widzi, ale ja specjalnie się nie ukrywam. Jego poczynania wyglądają trochę komicznie, próbuje dotknąć/złapać w rękę "rybkę", ale co chwila cofa, jakby ta "rybka" parzyła. Cholera, co jest, myślę. W końcu robi foto i łapie karkołomnie, ale nie ordynarnie rybkę i delikatnie wpuszcza do wody . Teraz mnie zauważa Nie przeszkadzam, widzę, że jest w oczach euforia, nie zagaduję. Wędkarz z zapałem oddaje następne rzuty. Wycofuję się, wracam do ścieżki, zachodzę go z drugiej strony i ... zagaduję.
- Czy dzisiaj coś jeszcze oprócz tego klenika ?
- To był sandacz - mówi - mój drugi w życiu
Wisła żyje i ma się chyba nieźle.
Serce mi rośnie jak widzę ludzi, którzy z szacunkiem traktują jej skarby
... o tych innych (a też ich spotykam) dziś nie napiszę
Oby ten wędkarz miał jeszcze wiele takich przygód, za postawę