05-06-2014, 11:43
(04-06-2014, 12:52)piotr-koroluk napisał(a): Kolejny dzień łowienia. Początek był całkiem niezły. Szybko wyciągnąłem okonia ok 30cm.
Potem ze 2h obławiania łowiska longiem 1 i w końcu jest!!! Od razu było wiadomo, że ryba jest zacna. Powoli przepłynęła się rynną i niestety poszła nie ujawniając swojej tożsamości. Obstawiam grubego sandacza, ewentualnie bolenia. Sumy raczej się nie odczepiają.
Nic to, kolejne 1.5h rzucania, czuje skubnięcie, zacinam w tempo, jest!! Tym razem rybka jest mniejsza. Holuje dość szybko, już wyciągam rękę by podebrać sandacza, kiedy ten robi szczupakowy wyskok i zwraca mi moją obrotówkę. Niech to..., a można było ciągnąć delikatniej. Sandacz miał z 1.5kg, ale zawsze to pierwszy w sezonie. Zbiera się na burzę, więc wróciłem do domu. Jutro wyjeżdżam na tydzień na Podlasie, więc dzisiejsze niepowodzenia spróbuje sobie odbić.
Gratuluję klenia.
A propo twojej historii...
Byłem w niedziele nad Wisłą złowić jakiegoś wieczornego sandacza na otwarcie sezonu. Pod sam wieczór docieram do kolejnej główki, która jest zalana, więc zdejmuje buty i skarpetki, podwijam nogawki i wchodzę na główkę, płosząc cały kaczy dywizjon i jakieś wielkie, długonogie ptaszysko. Milion rzutów we wszystkie kierunki, w międzyczasie zastanawiam się czemu korbka mi się ciągle odkręca w kołowrotku, i w kolejnym "ostatnim" rzucie czuję solidne przyłożenie, zacinam i jest Chcę go w miarę szybko odciągnąć od zalanych gałęzi, zaczynam kręcić a tu korbka lata we wszystkie strony. Próbuję szybko ją dokręcić drugą ręką, a cwana ryba w międzyczasie wpływa w gałęzie i zaczepia o nie wobler, sama się wypinając...
Okazało się że nakrętka od korbki była pęknięta, czego wcześniej nie zauważyłem, i tak straciłem swoją pierwszą solidną rybę w sezonie. Tak więc nie łam się, inni tez nie mają wesoło
Pozdrawiam
Widok odpływającej ryby - bezcenny