18-07-2011, 10:31
Noc z piątku na sobotę spędziłem na łowisku "Okoń", powrót z pracy trochę się przedłużył więc na stanowisko dotarłem dopiero o godzinie 21,
Szybko przygotowałem zanęte, jako że już kiedyś łowiłem z tego pomostu łowisko miałem wstępnie rozpoznane, wiedziałem gdzie jest dołek a gdzie mini górka na którą
warto posłać jeden z zestawów.
A więc do dzieła, przygotowanie wędek trochę utrudiają hordy komarzyc którym nie straszne wszelkie preparaty i dym papierosowy. W końcu się udało, klaszyczna D.S. ląduje bliżej brzegu, na haczyku białe i waniliowa kuku. Drugi zestaw z ''metodą'' posyłam w dołek daleko od brzegu.
W końcu mogę usiąść, wyciągnąć nogi i odreagować tydzień, patrzę na zegarek równo 22, myślę nie jest źle. Z letargu wyrywa mnie rytmicznie podrygująca szczytówka, zacięcie szybki hol i mały leszczyk melduje się na brzegu, w ciągu godziny łowię jeszcze 3 sztuki i zapada cisza.
Nagle ruszył się sygnalizator na drugiej wędce, na początku niemrawo by nagle podskończyć do samego kija, jak zwykle oczami wyobraźni widziałem na końcu rekord ale oczywiście
był to karpik wigilijnej wielkości.
Do tym karpiku brania się skończyły, pojedyńcze bujnięcia bombki utwierdzały mnie tylko w przekonaniu że drobnica zajadą się zanętą z koszyczka, z nudów przygotowałem sobie spinning na rano i porządkowałem pudełka z przynętami, nagle ostre branie na "metodę" wędka o mały włos nie spadła z podpórek, zacinam czuje duży opór i nagle luz, na usta cisną mi się słowa których tu nie mogę przytoczyć, ryba zerwała przypon 0,25 z fluorocarbonu....
Do rana już nic się działo gdy zaczęło się rozwidniać w łowisko weszły karasie, złowiłem 6 sztuk i na pocieszenie małego karpika, o dziwo brały tylko na czerwone robaki, gdy wrzucałem białe lub kukurydze wędka stała jak zaczarowana, gdy na haku wiła się glizda brania były natychmiastowe.
Pomimo ze moją ulubioną metoda jest spinning to takie zasiadki pozwalają w pełni oderwać się od rzeczywistości i naładować akumulatory na następny ciężki tydzień.
Pozdrawiam
Ostry.
Szybko przygotowałem zanęte, jako że już kiedyś łowiłem z tego pomostu łowisko miałem wstępnie rozpoznane, wiedziałem gdzie jest dołek a gdzie mini górka na którą
warto posłać jeden z zestawów.
A więc do dzieła, przygotowanie wędek trochę utrudiają hordy komarzyc którym nie straszne wszelkie preparaty i dym papierosowy. W końcu się udało, klaszyczna D.S. ląduje bliżej brzegu, na haczyku białe i waniliowa kuku. Drugi zestaw z ''metodą'' posyłam w dołek daleko od brzegu.
W końcu mogę usiąść, wyciągnąć nogi i odreagować tydzień, patrzę na zegarek równo 22, myślę nie jest źle. Z letargu wyrywa mnie rytmicznie podrygująca szczytówka, zacięcie szybki hol i mały leszczyk melduje się na brzegu, w ciągu godziny łowię jeszcze 3 sztuki i zapada cisza.
Nagle ruszył się sygnalizator na drugiej wędce, na początku niemrawo by nagle podskończyć do samego kija, jak zwykle oczami wyobraźni widziałem na końcu rekord ale oczywiście
był to karpik wigilijnej wielkości.
Do tym karpiku brania się skończyły, pojedyńcze bujnięcia bombki utwierdzały mnie tylko w przekonaniu że drobnica zajadą się zanętą z koszyczka, z nudów przygotowałem sobie spinning na rano i porządkowałem pudełka z przynętami, nagle ostre branie na "metodę" wędka o mały włos nie spadła z podpórek, zacinam czuje duży opór i nagle luz, na usta cisną mi się słowa których tu nie mogę przytoczyć, ryba zerwała przypon 0,25 z fluorocarbonu....
Do rana już nic się działo gdy zaczęło się rozwidniać w łowisko weszły karasie, złowiłem 6 sztuk i na pocieszenie małego karpika, o dziwo brały tylko na czerwone robaki, gdy wrzucałem białe lub kukurydze wędka stała jak zaczarowana, gdy na haku wiła się glizda brania były natychmiastowe.
Pomimo ze moją ulubioną metoda jest spinning to takie zasiadki pozwalają w pełni oderwać się od rzeczywistości i naładować akumulatory na następny ciężki tydzień.
Pozdrawiam
Ostry.