19-11-2010, 19:48
A dzień zaczął się tak miło………
Wstawszy o 9.00, przypomniałem sobie, że dzień urlopu wziąłem, żeby wyskoczyć jeszcze za dnia na rybki (ostatnio tylko wieczorowo). Ale i tak wyruszyłem ok. 13.00. Oczywiście Wisła!. Trochę połaziłem między moimi główkami, wszystkie zajęte! Brań zero, ale grunt, że rozpoznaje wodę na wieczorne listopadowe wędkowania. W końcu widzę, z jednej w końcu schodzi wędkarz. Udaje się w tym kierunku.
I tu zaczyna się dramat….
Po drodze spotykam znajomego, starszego gościa, witam się. On ma zarzuconego feddera i bawi się na spławik. Na pytanie czy coś połapał – tylko kilka płotek. Jego z kolei zainteresowała moja plecionka, popytał czy mocna, czy są grubsze. Poszedłem dalej, wszedłem na główkę. I tak się trochę zdziwiłem, że między główkami to tak nawet sporo ludzi jest. Ale nic, zająłem się swoimi sprawami, obławiałem warkocz, na zmianę za sandaczem i boleniem, bez skutku.
Na słuch wyczaiłem, że gruntowcy dość często przerzucają zestawy. Jak zaczęło się ściemniać na główkę wszedł wspomniany znajomy, machnął blachą, cholera, ale poleciała! Chwila, i ostro zacina, ale ryba spada. Coś tam burknął pod nosem, rzuca kolejny raz, znowu tnie, nic, znowu tnie, nic, znowu tnie………..
Już chyba się domyślacie…….
Przez chwilę tylko myślę, czy robić zadymę. No, nie, na mojej główce nikt szarpał nie będzie!
Podchodzę i mówię: człowieku, k…rwa, a nie szkoda ryb? On nas to: ale o co Ci chodzi? W tym momencie zobaczyłem też i przynętę, wyzbyłem się wątpliwości, typowa własnej roboty kotwiczka z pecyną ołowiu. Mówię: ile ryb, człowieku, marnujesz, na jedną wyjętą pewnie z 10 kaleczysz! A on na to, że wszyscy tak łapią to i on też!
A do tego, mówi, sieciami po nocach, a niekiedy i w biały dzień trzepią. To ja mu, że ma komórkę i dzwonić na policję. Uśmiał się tylko i powiedział, że właśnie się przeniósł z odcinka, gdzie trzepią sieciami aż miło, a z policją tylko się pozdrawiają. Mówię, że pewnie rybacy, a on na to, że aha, rybacy, dobre sobie, znowu go rozbawiłem!
Powiem szczerze, w tym momencie, straciłem rezon. A może to on ma rację? Bo on ma chociaż jakieś ryby, a ja nie widziałem dziś rybiego ogona! Nie, no, wiem, że nie ma racji!
Gadam z nim dalej, zajmę go czymś, to chociaż w tym czasie nic nie skaleczy. Tyle, że moich uszu dochodzą coraz częstsze fontanny wody. No i okazuje się, że wujek ma rację, chyba wszyscy tak łapią jak on!!!!!!
No i mówi, że na tej główce przede mną był kumpel jego i nie mam co liczyć na brania, „wygrzmocił” wszystko………
Pewnie zaraz posypią się głosy, że powinienem dzwonić, alarmować…. Niestety – chyba bezcelowe!
I nawet nie chodzi o to, że jak już się ciemno zrobiło większość się wyniosła……
I nawet nie o to chodzi, że w ten mój Sajgon nikt nie dotrze z interwencją…..
I nawet nie dlatego, że tak jak gościu mówił – policja to raczej olewa, albo….
I nawet nie dlatego, że mogłem się bać, że mnie napukają jak za głośno będę mówił……..
Po prostu chyba się poddałem, poczułem bezsilność.
I żal ogromny!
Do tych ludzi szarpiących też……
Ale i do tych co za to odpowiadają……..
I do tych co dopuszczają, że nawet pod świecącym mostem siekierkowskim tłuką malutkie sandaczyki………
I do tych co na tym betonie na Gnojnie………
I do tych co o tym wiedzą i nic nie robią……………
I do tych, do których Tymon dzwonił już kilka razy w swoich stronach……….
I już nie wierze, że ryby w chronionej strefie pod zaporą na Dębe spokojnie sobie odpoczywają……
I nie wierzę, że na Zegrzu na dołkach nocą nikogo nie ma……….
I najgorsze………
Obawiam się, wiem, że te sandacze, co je ostatnio wypuściłem, te piękne sześćdziesiątaki, które jeszcze wielokrotnie winny przynosić mi radość na wędce, albo chronią się przerażone w najciemniejszych odmętach wiślanych, albo leżą poszarpane na dnie, albo zostały wyciągnięte nie haczykiem za pyszczek, tylko… kotwicą za bok…………
Szkoda mi ich………..
Niezły zgotowałem im los puszczając je wolno……….
Kurza twarz, rozbity jestem…………
Co robić????????????????????????????????????????????
I czy naprawdę jest taka proporcja jak dziś nad wokół mnie?
Może dwóch-trzech normalnych wędkarzy na 10????
To my nie mamy szans!!!!
Ich jest wielokrotnie więcej!!!!
Żadne „no kill”, „C&R” i inne szczytne idde nie pomogą.
I nie łudźmy się, że jak wymrą obecni staruszkowie to młodzi całkiem inne zwyczaje nad woda wprowadzą. Pod Siekierkowskim, na Gnojnie, dziś u mnie – emerytów było tyle samo co czterdziestolatków czy młodszych!
Cieszyłem się na wędkarski weekend………
Pewnie się i tak gdzieś wybiorę jutro na ryby……
Ale nie wiem – czy warto patrzeć na boki?
Może lepiej nie potwierdzać dzisiejszych spostrzeżeń………
Wodom cześć!
Wstawszy o 9.00, przypomniałem sobie, że dzień urlopu wziąłem, żeby wyskoczyć jeszcze za dnia na rybki (ostatnio tylko wieczorowo). Ale i tak wyruszyłem ok. 13.00. Oczywiście Wisła!. Trochę połaziłem między moimi główkami, wszystkie zajęte! Brań zero, ale grunt, że rozpoznaje wodę na wieczorne listopadowe wędkowania. W końcu widzę, z jednej w końcu schodzi wędkarz. Udaje się w tym kierunku.
I tu zaczyna się dramat….
Po drodze spotykam znajomego, starszego gościa, witam się. On ma zarzuconego feddera i bawi się na spławik. Na pytanie czy coś połapał – tylko kilka płotek. Jego z kolei zainteresowała moja plecionka, popytał czy mocna, czy są grubsze. Poszedłem dalej, wszedłem na główkę. I tak się trochę zdziwiłem, że między główkami to tak nawet sporo ludzi jest. Ale nic, zająłem się swoimi sprawami, obławiałem warkocz, na zmianę za sandaczem i boleniem, bez skutku.
Na słuch wyczaiłem, że gruntowcy dość często przerzucają zestawy. Jak zaczęło się ściemniać na główkę wszedł wspomniany znajomy, machnął blachą, cholera, ale poleciała! Chwila, i ostro zacina, ale ryba spada. Coś tam burknął pod nosem, rzuca kolejny raz, znowu tnie, nic, znowu tnie, nic, znowu tnie………..
Już chyba się domyślacie…….
Przez chwilę tylko myślę, czy robić zadymę. No, nie, na mojej główce nikt szarpał nie będzie!
Podchodzę i mówię: człowieku, k…rwa, a nie szkoda ryb? On nas to: ale o co Ci chodzi? W tym momencie zobaczyłem też i przynętę, wyzbyłem się wątpliwości, typowa własnej roboty kotwiczka z pecyną ołowiu. Mówię: ile ryb, człowieku, marnujesz, na jedną wyjętą pewnie z 10 kaleczysz! A on na to, że wszyscy tak łapią to i on też!
A do tego, mówi, sieciami po nocach, a niekiedy i w biały dzień trzepią. To ja mu, że ma komórkę i dzwonić na policję. Uśmiał się tylko i powiedział, że właśnie się przeniósł z odcinka, gdzie trzepią sieciami aż miło, a z policją tylko się pozdrawiają. Mówię, że pewnie rybacy, a on na to, że aha, rybacy, dobre sobie, znowu go rozbawiłem!
Powiem szczerze, w tym momencie, straciłem rezon. A może to on ma rację? Bo on ma chociaż jakieś ryby, a ja nie widziałem dziś rybiego ogona! Nie, no, wiem, że nie ma racji!
Gadam z nim dalej, zajmę go czymś, to chociaż w tym czasie nic nie skaleczy. Tyle, że moich uszu dochodzą coraz częstsze fontanny wody. No i okazuje się, że wujek ma rację, chyba wszyscy tak łapią jak on!!!!!!
No i mówi, że na tej główce przede mną był kumpel jego i nie mam co liczyć na brania, „wygrzmocił” wszystko………
Pewnie zaraz posypią się głosy, że powinienem dzwonić, alarmować…. Niestety – chyba bezcelowe!
I nawet nie chodzi o to, że jak już się ciemno zrobiło większość się wyniosła……
I nawet nie o to chodzi, że w ten mój Sajgon nikt nie dotrze z interwencją…..
I nawet nie dlatego, że tak jak gościu mówił – policja to raczej olewa, albo….
I nawet nie dlatego, że mogłem się bać, że mnie napukają jak za głośno będę mówił……..
Po prostu chyba się poddałem, poczułem bezsilność.
I żal ogromny!
Do tych ludzi szarpiących też……
Ale i do tych co za to odpowiadają……..
I do tych co dopuszczają, że nawet pod świecącym mostem siekierkowskim tłuką malutkie sandaczyki………
I do tych co na tym betonie na Gnojnie………
I do tych co o tym wiedzą i nic nie robią……………
I do tych, do których Tymon dzwonił już kilka razy w swoich stronach……….
I już nie wierze, że ryby w chronionej strefie pod zaporą na Dębe spokojnie sobie odpoczywają……
I nie wierzę, że na Zegrzu na dołkach nocą nikogo nie ma……….
I najgorsze………
Obawiam się, wiem, że te sandacze, co je ostatnio wypuściłem, te piękne sześćdziesiątaki, które jeszcze wielokrotnie winny przynosić mi radość na wędce, albo chronią się przerażone w najciemniejszych odmętach wiślanych, albo leżą poszarpane na dnie, albo zostały wyciągnięte nie haczykiem za pyszczek, tylko… kotwicą za bok…………
Szkoda mi ich………..
Niezły zgotowałem im los puszczając je wolno……….
Kurza twarz, rozbity jestem…………
Co robić????????????????????????????????????????????
I czy naprawdę jest taka proporcja jak dziś nad wokół mnie?
Może dwóch-trzech normalnych wędkarzy na 10????
To my nie mamy szans!!!!
Ich jest wielokrotnie więcej!!!!
Żadne „no kill”, „C&R” i inne szczytne idde nie pomogą.
I nie łudźmy się, że jak wymrą obecni staruszkowie to młodzi całkiem inne zwyczaje nad woda wprowadzą. Pod Siekierkowskim, na Gnojnie, dziś u mnie – emerytów było tyle samo co czterdziestolatków czy młodszych!
Cieszyłem się na wędkarski weekend………
Pewnie się i tak gdzieś wybiorę jutro na ryby……
Ale nie wiem – czy warto patrzeć na boki?
Może lepiej nie potwierdzać dzisiejszych spostrzeżeń………
Wodom cześć!