Domaniów to doskonały przykład Kaziu tak jak mówisz. Jeszcze nie tak dawno woda pełna sandaczy ( jak kiedyś Pilchowice czy Turawa ), a teraz gołym okiem widać, że wiatr przywiał bardzo ciemne chmury... To samo i u mnie na Narwi. Widełki powinny być w regulaminie od dawna, tylko mnie nurtuje jeszcze jedno zasadnicze pytanie...
Jak Kaziu pamiętasz, wybraliśmy się do Ciebie na 1 czerwca tego roku z Rapą, Mashelino, Wnusiem i Bondarenkami. Byliśmy nad wodą ostatniego dnia maja, rzuciliśmy karpiówki i czekaliśmy na magiczny dzień. Co się okazało? Że magiczny dzień trwa od dawna... Rano brodząc w wodzie, natknąłem się na odcięte łby sandaczy w dosyć dużej liczbie. Pierwszy odruch - gniew i szał. Zadzwoniłem na policję, po 30 telefonach i nie miłych słowach z jednej i z drugiej strony przyjechał radiowóz. Notabene na betony, bo dalej nie wiedział jak. I co usłyszałem? "Panie, daj pan spokój no. Co ja mogę, ja się nie znam i nic nie wiem. A straż może przyjedzie...? Nie ma pan numeru..? No ja też nie mam.. Panie weź już pan nie dzwoń bo już do pana nikt nie przyjedzie."
Podejrzewam, że wielu z nas miało taką sytuację. Inna np. - Pułtusk. Przyjechało kilku cwaniaków z jętkami i zaczęli łowić sumy - bez limitów, wszystko zabijali... Nikt się nie pojawił, a łowili w środku miasta...
Takich sytuacji można przytoczyć tysiące, miliony.... Jeśli większość "wentkarzy" nie stosuje się do obecnego RAPR, to czy z uśmiechem na ustach przyjmą oni widełki? Pośmieją się pod nosem i powiedzą:
"A ch.. nam ktoś coś zrobi".