17-12-2009, 07:29
Ja bardzo lubię łowić na lodzie. Dzięki temu mój sezon trwa okrągły rok.
Głównie wędkuję na blaszkę podlodową. Nie mam cierpliwości do mormyszki, choć bywa czasem, że wybierając się na lód zabieram i wędeczkę na mormyszkę. Łowię z lodu jakieś dziesięć lat, więc coś tam już wiem na ten temat. Poluję głównie na okonie, czasem przyłowem bywa szczupak. Trafiłem też kiedyś kilogramowego karasia. Ogólnie można połowić na blaszkę równie dobrze jak na mormyszkę. Blaszki które używam to moje samoróbki, które robiłem kilka lat temu, gdzie zima z lodem była pewniakiem. Owe blaszki wykonywałem z blaszki od płaskich baterii i nalanej na jednej stronie cyny. Później pilnik, papier ścierny i nadawanie jej odpowiedniego kształtu, aby wyglądała jak łezka. Nie są to żadne wielkie blaszki. Robiłem takie nawet 1cm długości. średnio to 2-3 cm.Ten kształt daje piękne odejścia blaszki podczas opadania i większe pole manewru pod lodem. Do blaszek używam najmniejszych krętliczków z agrafkami. Przydatny też jest odczepiacz, dzięki któremu nie tracę przynęt. Teraz bywa różnie, więc chwilowo nic nie tworzę. Do wykonywania dziur używam pierzchni samoróbki z resora, osadzonej w drewnianej rękojeści. Kiedyś miałem lepszą zrobioną z rurki ocynkowanej, ale szwagier mi ją utopił. Pierzchnia jest dobra do lodu nieprzekraczającego 15cm. Później jest już gorzej, ale jak się nie ma co się lubi, to ...
Wędki jakie urzywam to także samoróbki robione z lasek włókna szklanego ręcznie obrabianego w wiertarce i papierze ściernym. Rękojeści zrobione najczęściej z kija od szczotki. Przelotki to nie żadne sici, ale zwykłe, czasem zdjęte z jakiejś wędki.
Kołowroteczek rozmiaru 100, wcześniej nawet małe kółeczka. Długośc wędki jakieś 60-70cm.
Żyłka jaką używam to 0,16, 0,14mm. Cieniej nie schodzę. Łowię w strefie przydennej.
Teraz mormyszka. Wędkeczka też samoróbka. Znacznie krótsza, ale regulaminowo, czyli powyżej 30cm. Na końcu kiwoczek zrobiony z jakiejś sprężynki. Włos dzika jest dobry, ale przy temperaturze bliskiej zeru. Gdy mrozi wtedy znacznie sztywnieje. Żyłeczki jakiej stosuje to 0.08mm. Wszystko musi być dobrze widoczne co się dzieje z mormyszką pod wodą. Na mormyszce zawsze świeżutka ochotka, czasem biała pinka, rzadziej czerwony robaczek. Na mormyszkę trafiają się piękne okonie, płocie, czasem leszcze, wszędobylskie jazgary. Czasem i szczupak się skusi, ale szanse na wyholowanie są znikome. Łowię głównie w strefie przydennej. Mormyszki zwykłe, cynowe. Przy większych głębokościach warto nabyć wolframowe.
Żadne temperatury mi nie straszne. Łowiłem już przy temp. +10st.C jak i przy -20st.C. Trzeba tylko pamiętać, żeby się odpowiednio ubrać. Łowiska to przede wszystkim jeziora. Na rzece nie ryzykuję, bo i po co. Lubię też małe dołeczki, gdzieś ukryte w wiślanej dżungli. Potrafią nie raz obdarzyć pięknym garbusem.
To chyba wszystko tak w skrócie. Pamiętać musimy tylko o jednym. Lód jest bardzo niebezpieczny, więc najlepiej chodzić na rybki z kompanem. Jeżeli już się wpadnie do wody, to nie wpadajmy w panikę. Zawsze należy mieć przy sobie szpikulce, które ułatwią nam wyjście z lodowatej wody.
Jeżeli nie ma się pewności do grubości pokrywy, to odpuśćmy sobie. Nie warto ryzykować.
Panowie i panie-połamania wędeczek na kilowych garbusach.
Głównie wędkuję na blaszkę podlodową. Nie mam cierpliwości do mormyszki, choć bywa czasem, że wybierając się na lód zabieram i wędeczkę na mormyszkę. Łowię z lodu jakieś dziesięć lat, więc coś tam już wiem na ten temat. Poluję głównie na okonie, czasem przyłowem bywa szczupak. Trafiłem też kiedyś kilogramowego karasia. Ogólnie można połowić na blaszkę równie dobrze jak na mormyszkę. Blaszki które używam to moje samoróbki, które robiłem kilka lat temu, gdzie zima z lodem była pewniakiem. Owe blaszki wykonywałem z blaszki od płaskich baterii i nalanej na jednej stronie cyny. Później pilnik, papier ścierny i nadawanie jej odpowiedniego kształtu, aby wyglądała jak łezka. Nie są to żadne wielkie blaszki. Robiłem takie nawet 1cm długości. średnio to 2-3 cm.Ten kształt daje piękne odejścia blaszki podczas opadania i większe pole manewru pod lodem. Do blaszek używam najmniejszych krętliczków z agrafkami. Przydatny też jest odczepiacz, dzięki któremu nie tracę przynęt. Teraz bywa różnie, więc chwilowo nic nie tworzę. Do wykonywania dziur używam pierzchni samoróbki z resora, osadzonej w drewnianej rękojeści. Kiedyś miałem lepszą zrobioną z rurki ocynkowanej, ale szwagier mi ją utopił. Pierzchnia jest dobra do lodu nieprzekraczającego 15cm. Później jest już gorzej, ale jak się nie ma co się lubi, to ...
Wędki jakie urzywam to także samoróbki robione z lasek włókna szklanego ręcznie obrabianego w wiertarce i papierze ściernym. Rękojeści zrobione najczęściej z kija od szczotki. Przelotki to nie żadne sici, ale zwykłe, czasem zdjęte z jakiejś wędki.
Kołowroteczek rozmiaru 100, wcześniej nawet małe kółeczka. Długośc wędki jakieś 60-70cm.
Żyłka jaką używam to 0,16, 0,14mm. Cieniej nie schodzę. Łowię w strefie przydennej.
Teraz mormyszka. Wędkeczka też samoróbka. Znacznie krótsza, ale regulaminowo, czyli powyżej 30cm. Na końcu kiwoczek zrobiony z jakiejś sprężynki. Włos dzika jest dobry, ale przy temperaturze bliskiej zeru. Gdy mrozi wtedy znacznie sztywnieje. Żyłeczki jakiej stosuje to 0.08mm. Wszystko musi być dobrze widoczne co się dzieje z mormyszką pod wodą. Na mormyszce zawsze świeżutka ochotka, czasem biała pinka, rzadziej czerwony robaczek. Na mormyszkę trafiają się piękne okonie, płocie, czasem leszcze, wszędobylskie jazgary. Czasem i szczupak się skusi, ale szanse na wyholowanie są znikome. Łowię głównie w strefie przydennej. Mormyszki zwykłe, cynowe. Przy większych głębokościach warto nabyć wolframowe.
Żadne temperatury mi nie straszne. Łowiłem już przy temp. +10st.C jak i przy -20st.C. Trzeba tylko pamiętać, żeby się odpowiednio ubrać. Łowiska to przede wszystkim jeziora. Na rzece nie ryzykuję, bo i po co. Lubię też małe dołeczki, gdzieś ukryte w wiślanej dżungli. Potrafią nie raz obdarzyć pięknym garbusem.
To chyba wszystko tak w skrócie. Pamiętać musimy tylko o jednym. Lód jest bardzo niebezpieczny, więc najlepiej chodzić na rybki z kompanem. Jeżeli już się wpadnie do wody, to nie wpadajmy w panikę. Zawsze należy mieć przy sobie szpikulce, które ułatwią nam wyjście z lodowatej wody.
Jeżeli nie ma się pewności do grubości pokrywy, to odpuśćmy sobie. Nie warto ryzykować.
Panowie i panie-połamania wędeczek na kilowych garbusach.
Życie zaczyna się nad Wisłą