To i ja pozwolę sobie słów kilka……
Z dużych rzek leszcze poławiam w dwóch: Wiśle i Narwi.
I są to dla mnie dwie różne historie. Jako stary miłośnik Wisły muszę stanowczo stwierdzić, że dużo łatwiej, w sposób regularny łowi mi się leszcze w … Narwi.
Dwa typy łowisk na Narwii wyodrębniam. Albo spokojna, głęboka woda, albo wręcz przeciwnie. I właśnie najmilsze leszczowe wspomnienia mam z płyciutkiej, szybkiej wody. Pamiętam jak dziś, jakieś 10 (może ciut więcej) lat temu postanowiłem spenetrować nowe dla mnie wtedy łowisko, Narew na wysokości Kikołów, tyle, że po przeciwnej stronie. Dopedałowałem skoro świt, a był to koniec czerwca. Wysoka skarpa, ale dało się z niej zejść na malutką półeczkę piaskową. Jeden pikerek krótko, solidniejsza gruntówka dalej. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że mimo obiecującego wyglądu – woda tam i metr głębokości nie ma! I biorą tylko ukleje i płoteczki. Więc wpadłem na pomysł, aby machnąć mocniejszym kijem na maxa, jak najdalej. Jako, że zaraz za plecami była skarpa i rzucać było niewygodnie wszedłem na nią i stamtąd oddałem rzut. Niestety woda wydawała się tam daleko jeszcze płytsza, nawet nie poczułem uderzenia ciężarka o dno..…
Trochę zniechęcony już byłem, aż tu nagle jak kijem nie zaczęło telepać……
I przyznam się, że łowiłem w tamtym miejscu całe lato. A lato było wtedy upalne niesamowicie. Jakież to było łowienie!!! Same konkretne leszcze. Najlepszy wynik to o ile pamiętam 18 sztuk, żaden nie schodził poniżej tak na oko 1,5 kg, a niektóre dochodziły do 3 kg. Jedyny przyłów jaki się trafiał to były piękne (takie pod kilogram)… karasie, zarówno japońce jak i te cudowne, prawdziwe złote. Wszystkie brania z daleka (oczywiście sprzęt wzmocniłem do dalekich rzutów), z wartkiego prądu, z głębokości napewno poniżej metra. To pewnie upalne lato spowodowało, że duże ryby poszukiwały szybkiej, dobrze natlenionej wody……
A jeśli chodzi o Wisłę to w pełni podzielam poglądy Slavko. Albo spokojna głębokawa rynna (ale taką trudno znaleźć), albo blat miedzy główkami.
Właśnie z takiego piasku między główkami lubię poławiać, z tym, że staram się po pierwsze jak najdalej oddalić od główki (nie lubię łapać w zastoisku za nią) a po drugie (moim zdaniem bardzo ważne!) przerzucić nawet o kilka metrów pierwszą rynienkę biegnącą wzdłuż warkocza. Niekiedy można tam dalej trafić na nastepną nierówność dna. No, ale w takim przypadku to już najlepsza jest albo gruntówka, albo porządny feeder (150-200 gram nie jest przesadą!).
Pamiętam, kiedyś trafiłem taką „drugą rynienkę”. I co ciekawe przez długi czas nic tam nie potrafiłem złapać, aż kiedyś poszedłem na rybki w południe. No i złapałem trzy ładne sztuki. Za kilka dni znowu w południe. To samo! Raz byliśmy z kolegą cały dzień. Wszystkie konkretne brania były między trzynastą a piętnastą, koniecznie na pęczek czerwonych robaków….
Jest jeszcze na Wiśle jeden moment, który pozwala złowić dużego leszcza. Przybór. Wtedy moim ulubionym łowiskiem jest główka i jej napływ. Jakież wtedy potrafią trafić się niespodzianki!!!
Ale muszę się przyznać, że generalnie na Wiśle nigdy nie udało mi się regularnie poławiać dużych leszczy.
Ale znam tego stanu przyczynę.
Jak jadę nad Narew na białą rybę – zawsze nastawiam się na leszcza.
Natomiast moją ukochana rybą Wisły jest całkiem inny piękny zwierz – CERTA!
I pod nią zawsze się szykuję. Czy to z gruntu czy na przepływankę……….
Więc leszcz na Wiśle dla mnie jest… przyłowem!
A TERAZ KILKA SŁÓW DO BYSIORA
Tomeczku, tego potencjału leszczowego jaki się objawił w tym temacie – nie można zmarnować!!!
Jak widać Drakersi to nie tylko spinning.
Drakersi to również LESZCZE!!!
Organizuj w lato zlot leszczowy nad Narwią – ja na pewno będę!!!