Skuszę się o małe podsumowanie sezonu. Dlaczego w tym wątku? Otóż niewielka ilość czasu jakim dysponuję na realizacje mojej pasji zmusza mnie do wypadów w raczej znane od małolata miejsca (Radomka, Jabłonica, Szabasówka) lub położoną w pobliżu działki Jeziorkę. A to właśnie małe mazowieckie rzeczki.
Ale od początku
Zatem marzec i wielkie plany. Pozwolenia na dwa okręgi i zaraz potem poszukiwanie miętusa. Miał być medal zatem trzy rosówki na gruncie i nawet zanęta z mielonej wątroby. Jakoś tak pod kwiecień - śnieżyca i z 8 w skali. Extrema z wędkarskim namiocikiem
Efekt - zmarznięte kości jako tako rozgrzane okowitą kolegi.
Do maja dwie kolejne próby i na sześciu (skład łowiących powiększony o jeszcze jednego desperata) gruntówkach melduje się niewymiarowy węgorz. Po prostu piękny początek.
Z połową czerwca rekonesansowa wyprawa na Zalew Sulejowski. Wzbogacony w porady kolegów z forum nastawiam się na bolenia z płycizny. No i znowu zawód. Boleni od groma ale moje podchody mają za nic.
Co gorsza właściwie nic nie łowimy. No do czasu odkrycia w lesie "tajnej wody" a to mianowicie małego lustra dostępnego z brzegu w kilkuhektarowym rozlewisku. Co mnie zaskoczyło to przejrzysta ( w przeciwieństwie do wody zalewu w której zakwit jest już stanem notorycznym) krystalicznie czysta woda bez moczarki za to z rogatkiem, strzałką i tym podobnymi rodzimymi gatunkami woda.
Myślę idealne miejsce na medalowego lina. No i pewnie by się trafił gdyby zdążył do rosówek przed karasiami wielkości podrośniętych karpi
A tak tylko fuksem jeden wielkości dłoni za to tak piękny, zdrowy, seledynową zielenią pobłyskujący... Złota rybka niech się schowa
Może kulki proteinowe by pomogły bo cosik dużego ze dwa razy podeszło, gdyż po ruchu wędką ta płytka woda potężnie zafalowała. Daleko - więc nie dane było drugie podejście.
Może komfortowe warunki w ośrodku wczasowym nas rozleniwiły? Może z braniami było kiepsko? Dość powiedzieć, że zacząłem podejrzewać, że co jak co ale lepiej jak na grzyby się wybiorę.
Kilka wypadów nad Jabłonicę i chociaż za każdym razem coś tam się złapało to jakże odmiennie do poprzedniego sezonu, gdy w ciągu jednej nocy było kilka leszczy, jazi, dwa sandacze, dwa liny i dwa węgorze. Tym razem podwymiary klenia, szczupaka i jazia. No i właściwie tyle
Sytuację uratowała Jeziorka. Miło było usłyszeć od kolegi "ty to zawsze coś złapiesz" tudzież "to tu są t..tt...takkkie ryby" jak pomagał mi podbierać kolejnego już w tym sezonie kleniozaura. Pojawił się też szczupły w granicach 2 - 3 kg i choć zważywszy na bystry prąd i krótki rozbieg kłapnął tylko ze trzy razy paszczą tak 1,5 m od mojej ręki (za tak bezpośredni kontakt kocham te włóczęgi nad ciurkami) to i tak dostarczył mi sporo frajdy. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
Namierzyłem też kilka nowych miejscówek nad Jeziorką i to by było właściwie tyle.
Bardzo bym prosił o obszerniejsze fotorelacje kolegów wędkujących nad Iłżanką (mój ojciec nie dał się dotychczas namówić na wyjazd nad tą rzeczułkę twierdząc, że jest zbyt uregulowana) a może ktoś uczęszcza nad Drzewiczkę lub Czarną (byłem tam kiedyś jak doczytałem o medalowych miętkich zgłoszonych- powiat Końskie, rzeczka cudowna choć wróciłem o kiju to jak okiem sięgnąć żywego ducha)
Oczywiście to już pogranicze mazowieckiego z łódzkim i świętokrzyskim.
Jako, że rybek nie było okazji za wiele tak dołączam foto grzybali znalezionych właśnie w grzybowym eldorado czyli powiecie Końskie.