Shrap-Drakers Fishing Forum
Morze Bałtyckie - martwe jezioro?
#1
Znaleziony w sieci artykuł na temat naszego morza.

Przeławianie, zanieczyszczanie i zmiany klimatyczne doprowadzą wkrótce do śmierci unikatowego środowiska Morza Bałtyckiego – alarmują naukowcy.

Bezwzględne zmiany klimatyczne i bezmyślne działanie człowieka mogą w niedługim czasie doprowadzić do katastrofalnego zaburzenia ekosystemu Morza Bałtyckiego. Wzrost temperatury oraz zwiększające się stężenie szkodliwych chemikaliów to nie jedyne kłopoty naszego najbliższego akwenu morskiego. Choć Bałtyk z natury jest morzem o niskim zasoleniu, stężenie soli wciąż spada, zdaniem naukowców zbyt szybko.

W literaturze spotykamy się z wartością zasolenia Bałtyku na poziomie 7 promili. Jest to jednak liczba uśredniona, gdyż w Cieśninie Kattegat dochodzi do 20 promili, a w Zatoce Gdańskiej spada nawet poniżej 1 promila. Dalszy spadek zasolenia może spowodować nieodwracalne zmiany w funkcjonowaniu środowiska na każdym szczeblu ekosystemu. Konsekwencje tego zjawiska odczują zarówno najmniejsze organizmy wodne, jak i człowiek.

Międzynarodowy zespół ekspertów z 17 instytutów marynistycznych z 10 państw Europy, zwany Clamer (Climate Change & European Marine Ecosystem Research), przeanalizował prace naukowe dotyczące Morza Bałtyckiego prowadzone w okresie ostatnich 13 lat.

Biorący udział w tym projekcie Profesor Chris Reid z Uniwersytetu w Plymouth przyczyn zatrważającego spadku zasolenia upatruje w zmianach klimatycznych:
- Z powodu globalnego ocieplenia nasilają się opady atmosferyczne w regionie dopływów Morza Bałtyckiego. W efekcie, ze względu na to, że jest to morze zamknięte, z bardzo wąskim połączeniem z oceanem, morze to będzie stawało się coraz bardziej słodkowodne. Sądzimy, ze będzie się do pogłębiało przez najbliższe 100 lat – tłumaczy profesor Reid.

Silniejsze opady oznaczają wzrost poziomu rzek, a te, wpływając do basenu Morza Bałtyckiego, będą zaopatrywały je w większą ilość słodkiej wody. Z kolei utrudniony dostęp do wód Atlantyku sprawia, że do Bałtyku nie dociera „dostawa” świeżej wody morskiej. W efekcie morze to nabiera coraz więcej cech słodkowodnego jeziora. Czym to grozi?



O tym, jak bardzo jest źle, można łatwo się przekonać porównując Morze Bałtyckie z Morzem Północnym, jego najbliższym sąsiadem. Choć nie należy ono do najczystszych, w jego wodach żyje wielokrotnie więcej organizmów. W najbogatszych regionach można znaleźć ponad 1500 gatunków zwierząt i roślin, w Bałtyku w najlepszym wypadku 430, a są miejsca, gdzie doliczono się zaledwie 40.

Bałtyckie ssaki morskie już niedługo będą legendą. Wszystkie cztery gatunki znajdują się obecnie pod ścisłą ochroną. Należą do nich: Morświn bałtycki, Foka szara, Foka pospolita oraz Foka obrączkowana. Takie wydarzenia, jak ostatnie narodziny foki na Wyspie Sobieszewskiej zdarzają się niezwykle rzadko. Mimo iż od dziesięcioleci trwają wytężone prace nad reintrodukcją tych zwierząt, wysiłki wciąż są niewspółmierne do efektów. Na świat przychodzi coraz mniej młodych, a wiele z nich szybko ginie.

Z powodu zmian warunków środowiska zmieniają się proporcje liczby mieszkańców Bałtyku. Zagrożone wyginięciem są ryby: Pocierniec (Spinochia spinochia), Wężynka (Nerophis ophidion), Iglicznia (Sygnathus typhle), skorupiaki np. Zmieraczek plażowy (Talitrus saltator). Populacja dorsza, którego wydawać by się mogło jest stosunkowo dużo, bo poławiany jest przez rybaków i często trafia na nasze stoły, jest z roku na rok coraz mniejsza. Istnieje ryzyko, że i ta ryba, obok wielu innych, wkrótce zostanie objęta ochroną. W Bałtyku zupełnie brak ślimaków morskich, głowonogów, niezwykle mało jest jamochłonów czy pierścienic, mięczaków jest jak na lekarstwo, a co gorsza osiągają znacznie mniejsze rozmiary. Dla przykładu: muszelki małża z gatunku Małgiew piaskołaz ( Mya arenaria), które bardzo łatwo znaleźć na polskich plażach, osiągają najwyżej 7 cm długości, podczas gdy ten sam gatunek występujący w Morzu Północnym ma aż 15 cm.

Co ciekawe, w tych warunkach niektóre gatunki potrafią przejąć kontrolę nad środowiskiem i mnożyć się bez ograniczeń. Babka bycza (Neogobius melanostomus), ryba dwuśrodowiskowa, która została wprowadzona do Bałtyku w sposób sztuczny, zaczęła przynosić poważne szkody. Nie dość, że nie ma ona żadnych naturalnych wrogów i jej populacja rozrasta się bez opamiętania, to jeszcze żywi się gatunkiem omułka, zwanym Mytilus trossulus, w którego ciele gromadzą się szkodliwe metale ciężkie. Dotychczas żadne zwierzę go nie jadło. Szkodliwe pierwiastki pochłaniane przez Babkę byczą kumulują się w jej tkankach, a potem trafiają ponownie do środowiska. Do niedawna Babki bycze można było jeść, obecnie w Polsce raczej trudno kupić je do tych celów.

Zmieniające się proporcje morskiego życia widać wyraźnie, gdy przyjrzymy się lokalnej faunie. Wykwity glonów są już tak potężne, że widać je z kosmosu. Ich ogromna ilość powoduje, że wykorzystują tlen i składniki mineralne, którymi mogłyby się żywić inne organizmy. Ubytek tlenu sprawia, że dno morza staje się zupełnie martwe, Zwierzęta i rośliny żyjące bliżej powierzchni, pozbawione dostatecznej ilości pokarmu będą ginęły, jeden gatunek po drugim, doprowadzając do śmierci całych ekosystemów.

Postępujące zmiany warunków środowiska powodują silną presję selekcyjną - przeżywają tylko te gatunki, które wykształciły cechy ułatwiające przetrwanie. Gatunki mieszkające na tym samym terytorium zbroją się przeciwko sobie, wybijając się wzajemnie, gatunki silniejsze mnożą się i zajmują miejsce wyplewionych wrogów, docierają w regiony, w których nigdy wcześniej nie występowały. Takie przystosowania jak np. silniejszy jad parzydełkowców może sprawić, że staną się one niebezpieczne nie tylko dla swoich naturalnych wrogów, ale i dla człowieka. Niedawno w chłodnych wodach Atlantyku odkryto Żeglarza portugalskiego, podobnego do parzydełkowców rurkopława, występującego dotąd tylko w regionach subtropikalnych. Na tej samej zasadzie za 100 lat w wodach Bałtyku, jeśli w ogóle coś będzie żyło, będą to właśnie takie potwory.

Najgorsze scenariusze, dotyczące przyszłości Morza Bałtyckiego, zakładają także wzrost poziomu morza, a więc zalanie regionów najniżej położonych, w tym Mierzei Wiślanej i Półwyspu Helskiego. W związku z nieprzemyślaną eksploatacją dna morskiego pozostaną tam niebawem już tylko rdzewiejące pozostałości po II Wojnie Światowej, przeciekające beczki z chemikaliami i podstawy platform wiertniczych. Utrata kolejnych gatunków zwierząt morskich zmniejszy ilość naturalnych łowisk i spowoduje ogromne straty dla rybołówstwa. Jeśli nie wprowadzimy radykalnych planów ochrony tego wyjątkowego środowiska, które za naszą sprawą pogrąża się jeszcze bardziej, nie tylko zapomnimy jak wyglądały foki, ale nie znajdziemy nawet na plaży muszelki.


amo, odkrywcy.pl
http://www.facebook.com/ShrapDrakers/
Odpowiedz
#2
No niestety i ja dzisiaj już z kilku źródeł poczytałem na ten temat. Sytuacja jest niestety trudna... Uwarunkowania geograficzne mają w tym przypadku duży wpływ, takie rzeczy trudno zmienić, przekształcić.
Już od jakiegoś czasu docierają do mnie poprzez sieć alarmujące informacje na temat ukrytych bomb na dnie bałtyku tj. beczki lub inne zbiorniki z bardzo trującymi substancjami. Niektóre już bardzo mocno korodują stąd stają się realnym zagrożeniem dla fauny i flory Bałtyku.
Z innej strony to właśnie nasza Polska podobno najbardziej dokłada do "pieca". Zanieczyszczenia które wprowadzamy są ponoć jedne z największych w zlewni Morza Bałtyckiego. Obawiam się że w Naszym kraju nikogo to tak na prawdę nie obchodzi. Takie to już nasza przypadłość.
Niestety albo będziemy świadkami dość szybko postępującej degradacji na co wstyd będzie patrzeć, już może nie na Nam, a następnym pokoleniom , albo natura sobie z tym jakoś da radę... taką mam nadzieję.
Pozdrowienia
W życiu piękne są tylko chwile... dlatego u mnie chwila trwa przez całe życie Usmiech
Odpowiedz





Shrap-Drakers.pl - Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024.

W celu zachowania najwyższej jakości usług wykorzystujemy informacje przechowywane w plikach cookies. Zmiany zasad korzystania z plików cookies można dokonać w ustawieniach przeglądarki.