02-12-2013, 11:37
Jesienna wyprawa.
Mgłami zasnute są wody jeziora,
mgły strzegą skarbów na dnie.
Nastała piękna jesienna pora,
chłodniejsze już noce i dnie.
Rozglądam się w koło – pusto,
nie widać łodzi, nie widać ludzi,
wody jeziora, gładkie jak lustro,
chęć na przygodę we mnie się budzi.
Dzisiaj nie z łódki, lecz idę brzegiem,
w ciekawych miejscach, chwilę staję
po kilka rzutów, wolno nie biegiem,
tak dla zasady tylko oddaję.
Coś pogoniło drobnicę krąpi,
pomiędzy łódkami wielki krąg
a z nieba deszczyk drobny siąpi,
to chyba był sandacz, a może pstrąg ?
Chwila wahania, bo wiem co będzie,
Sekunda namysłu, rzucić czy nie ?
Sam tu topiłem grube gałęzie,
jako tarlisko, dla leszczy na dnie.
Rzucam, a co mi ? parę przynęt mam,
na żyłce zawisa wobler nie wielki.
Urwę, to wodzie opłatę dziś dam,
za przyjemności to koszt nie wielki.
Rzuciłem, powoli zatapiam „Sieka”
i jeszcze nie znalazł on się na dnie,
gdy coś szarpnęło i w dal ucieka,
jak rączy koń we mgłę coś mknie.
Bezwarunkowy odruch wędkarza,
lekkie zacięcie, potem poprawka.
Tak na dwa tępa, bo się też zdarza,
że jest to sandacza sprytna sprawka.
Ryba stanęło, krąg powstał wspaniały,
czuję wibrację na swoim kiju,
To jednak szczupak, nawet nie mały.
wiem o olbrzymach jakie tu żyją.
Ruszył przed siebie pomiędzy łodzie
i własnym oczom ja nie wierzyłem.
Kręcąc ósemki jak łyżwiarz na lodzie
A ja wiedziałem, że rybę straciłem.
Taka ta nasza wędkarska dola,
nawet mi nie chciał pokazać się.
Więc poszedłem dalej, ustępując pola,
by w samotności móc cieszyć się.
Mgłami zasnute są wody jeziora,
mgły strzegą skarbów na dnie.
Nastała piękna jesienna pora,
chłodniejsze już noce i dnie.
Rozglądam się w koło – pusto,
nie widać łodzi, nie widać ludzi,
wody jeziora, gładkie jak lustro,
chęć na przygodę we mnie się budzi.
Dzisiaj nie z łódki, lecz idę brzegiem,
w ciekawych miejscach, chwilę staję
po kilka rzutów, wolno nie biegiem,
tak dla zasady tylko oddaję.
Coś pogoniło drobnicę krąpi,
pomiędzy łódkami wielki krąg
a z nieba deszczyk drobny siąpi,
to chyba był sandacz, a może pstrąg ?
Chwila wahania, bo wiem co będzie,
Sekunda namysłu, rzucić czy nie ?
Sam tu topiłem grube gałęzie,
jako tarlisko, dla leszczy na dnie.
Rzucam, a co mi ? parę przynęt mam,
na żyłce zawisa wobler nie wielki.
Urwę, to wodzie opłatę dziś dam,
za przyjemności to koszt nie wielki.
Rzuciłem, powoli zatapiam „Sieka”
i jeszcze nie znalazł on się na dnie,
gdy coś szarpnęło i w dal ucieka,
jak rączy koń we mgłę coś mknie.
Bezwarunkowy odruch wędkarza,
lekkie zacięcie, potem poprawka.
Tak na dwa tępa, bo się też zdarza,
że jest to sandacza sprytna sprawka.
Ryba stanęło, krąg powstał wspaniały,
czuję wibrację na swoim kiju,
To jednak szczupak, nawet nie mały.
wiem o olbrzymach jakie tu żyją.
Ruszył przed siebie pomiędzy łodzie
i własnym oczom ja nie wierzyłem.
Kręcąc ósemki jak łyżwiarz na lodzie
A ja wiedziałem, że rybę straciłem.
Taka ta nasza wędkarska dola,
nawet mi nie chciał pokazać się.
Więc poszedłem dalej, ustępując pola,
by w samotności móc cieszyć się.
[życie zaczęło się w wodzie,
woda to mój żywioł]
woda to mój żywioł]