03-11-2011, 13:08
Kto drogę skraca.
Chciałem blachy przetestować,
więc nad rzekę się wybrałem,
nie chcąc wiele kombinować,
ścieżkę na skróty sobie obrałem.
Idę ścieżką raźnym krokiem,
liście z drzewa lecą cudnie,
jest urwisko pod mym bokiem,
miejsce śliczne i odludne.
Zapatrzony w rzeki bystrze,
wolno stąpam niczym wół,
winne temu mokre liście,
że nagle spadam głową w dół.
Nie wiem co się ze mną dzieje,
głowa, nogi, nogi, głowa,
wszystko kręci się i chwieje,
gdy się nagle kończy ta droga.
Ale jazda - myślę tak sobie,
już na dole leżąc wygodnie,
nie mam czapki na swej głowie
i porwane widzę mam spodnie.
Wędka! Jest trzymam w dłoni,
troska o kij się wyłania.
O, do tysiąca – stu okoni,
jest, lecz cała połamana.
Wstać próbuję z trudem wielkim
w końcu mi się to udaje,
choć nie czuję prawej ręki,
to na nogach pewnie staję.
I myśl w głowie mi się kłębi,
że kto drogę swoją skraca,
ten ma połamane wędki
i jak „zbity pies” powraca.
Chciałem blachy przetestować,
więc nad rzekę się wybrałem,
nie chcąc wiele kombinować,
ścieżkę na skróty sobie obrałem.
Idę ścieżką raźnym krokiem,
liście z drzewa lecą cudnie,
jest urwisko pod mym bokiem,
miejsce śliczne i odludne.
Zapatrzony w rzeki bystrze,
wolno stąpam niczym wół,
winne temu mokre liście,
że nagle spadam głową w dół.
Nie wiem co się ze mną dzieje,
głowa, nogi, nogi, głowa,
wszystko kręci się i chwieje,
gdy się nagle kończy ta droga.
Ale jazda - myślę tak sobie,
już na dole leżąc wygodnie,
nie mam czapki na swej głowie
i porwane widzę mam spodnie.
Wędka! Jest trzymam w dłoni,
troska o kij się wyłania.
O, do tysiąca – stu okoni,
jest, lecz cała połamana.
Wstać próbuję z trudem wielkim
w końcu mi się to udaje,
choć nie czuję prawej ręki,
to na nogach pewnie staję.
I myśl w głowie mi się kłębi,
że kto drogę swoją skraca,
ten ma połamane wędki
i jak „zbity pies” powraca.
[życie zaczęło się w wodzie,
woda to mój żywioł]
woda to mój żywioł]