Cztery godziny wczoraj w sumie byłem, w czterech różnych miejscach. Nawet ciepło było, po 21 wiać zaczęło trochę to już gorzej... Brania nie zanotowałem ....
Natomiast jak wypływałem z portu, to silnik tak jakoś dziwnie chodził.... zgasł, no ale zapalił zaraz, więc ogień. W połowie drogi sie zadławił i zgasł. Pompką pompnąłem trochę paliwa, podkręciłem gaz i jakoś zapalił i wio dalej. Porzucałem trochę na miejscówce numer 1, odpaliłem maszynę i grzeję na następną. Przepłynąłem może z pół km i znowu się zadławił i zgasł..... I już amen. Na wodzie w nocy to ciężko coś tam w tym silniku zobaczyć więc słabo. Tak mnie tknęło, żeby linię paliwową sprawdzić i okazało się, że rurka sparchaciała i trochę popękała, przez co szło powietrze i nie mógł zaciągnąć paliwa. Na szczęście miałem w miarę dobry nóż i 30 minut walki z gumą twardą jak kamień w tej temperaturze udało mi się prowizorycznie to uleputać i jeszcze powalczyć trochę
A tutaj mogę Wam polecić taki bajer - który ratuje mi życie w grudniu. Mi strasznie marzną dłonie, zwłaszcza jak są mokre i jest wiatr i +1/2 stopnie. A na łódce dłonie zawsze są mokre... a to kotwicę trzeba wyciągnąć, a to to a to tamto, plus wilgoć... A jak już się płynie, to dłoń trzymająca rumpel kostnieje. Oto robocze rękawiczki jakiejś niewędkarskiej ani żeglarskiej firmy (co znaczy w normalnej cenie) wodoodporne z polarem z allegro, które zakładam do ogarniania łódki, pływania itp. Zmienił mi się komfort zimowego łowienia o 180 st. Polecam jeśli ktoś ma podobny problem jak ja (miałem)
Natomiast jak wypływałem z portu, to silnik tak jakoś dziwnie chodził.... zgasł, no ale zapalił zaraz, więc ogień. W połowie drogi sie zadławił i zgasł. Pompką pompnąłem trochę paliwa, podkręciłem gaz i jakoś zapalił i wio dalej. Porzucałem trochę na miejscówce numer 1, odpaliłem maszynę i grzeję na następną. Przepłynąłem może z pół km i znowu się zadławił i zgasł..... I już amen. Na wodzie w nocy to ciężko coś tam w tym silniku zobaczyć więc słabo. Tak mnie tknęło, żeby linię paliwową sprawdzić i okazało się, że rurka sparchaciała i trochę popękała, przez co szło powietrze i nie mógł zaciągnąć paliwa. Na szczęście miałem w miarę dobry nóż i 30 minut walki z gumą twardą jak kamień w tej temperaturze udało mi się prowizorycznie to uleputać i jeszcze powalczyć trochę
A tutaj mogę Wam polecić taki bajer - który ratuje mi życie w grudniu. Mi strasznie marzną dłonie, zwłaszcza jak są mokre i jest wiatr i +1/2 stopnie. A na łódce dłonie zawsze są mokre... a to kotwicę trzeba wyciągnąć, a to to a to tamto, plus wilgoć... A jak już się płynie, to dłoń trzymająca rumpel kostnieje. Oto robocze rękawiczki jakiejś niewędkarskiej ani żeglarskiej firmy (co znaczy w normalnej cenie) wodoodporne z polarem z allegro, które zakładam do ogarniania łódki, pływania itp. Zmienił mi się komfort zimowego łowienia o 180 st. Polecam jeśli ktoś ma podobny problem jak ja (miałem)
http://www.facebook.com/ShrapDrakers/