Mało zdjęć jakoś wyszło, wstawiam co powychodziło. W skrócie napiszę jeszcze kilka słów jak było
Tym razem było do rana
Kazik jako najtwardszy zawodnik w Polsce i okolicach - został do 6 rano! Oczywiście z Bożenką, Nicolą i Diabłem Wcielonym Nikodemem
Burta nad którą byliśmy aż pachniała drapieżnikiem. Do tego zwalone drzewa, piaseczek. Lux. Po dotarciu na miejsce, znalezieniu Kazika, który pojechał aż do Świętej Rozalii (?), oznakowaniu drogi od mostku na Orzycu do samej Narwi i wstępnym rozpakowaniu gratów, zabraliśmy się za ryby. Celem został zdecydowanie sum. Nie to że nie chcieliśmy połowić leszczy, ale raz że jakoś nikt nie przewidział potrzeby zabrania podbieraka
, a burta była wysoka na dwa metry, to dwa, że trochę nurt był za szybki na nasze zestawy. 80 gram z ubitą nętą, lądowało pod nogami w minutę
Jako profesjonaliści, wrzuciliśmy kule ( bo rozrobiliśmy już wielkie wiadro ), żeby jednak coś sobie tam nęciły - a do czego tam zanęcą - znęci się sum. Sprytnie i profesjonalnie
Chłopaki złowili w pobliskim bagienku trochę przynęt na sandacza, Rapa nawet szczupaka złapał - z 50 centów jak nic - i do tego zarzekał się, że obok widział metrówkę, a ja zabrałem się do do przygotowywania super hiper ekstra tajnych przynęt na suma - jętkowych kulek. Jętka świeżutka taka, że jej wspaniały zapach unosił się w powietrzu jeszcze dwa kilometry za grillem. Do samego lasu. Idealnie. Tak więc pickery i feedery zostały pochowane do samochodów, a do wody poszły wędki z jętką i trupkami. A my poszliśmy w końcu się zlotować i relaxować
Do 24.00 urwaliśmy łącznie cztery zestawy sumowe i nie zanotowaliśmy nawet malutkiego brania malutkiego sumka. Kilka minut po 3 nad ranem w końcu pierwsze branie, na trupka! Karpiowy sygnalizator piszczał i mrugał kolorowymi światełkami, że aż się wystraszyliśmy. Bierze sandacz! Ale jak dobiegliśmy już do wędki w tej mgle to mu się odechciało. Więcej nie wziął.
Więc jeśli chodzi o ryby to nie powalczyliśmy za mocno! Gdyby nie Rafał i jego szczupak z bagna to największą rybą zlotu byłaby 10 centymetrowa wzdręga. Ale na zlotach przecież nie chodzi o ryby tylko o spotkanie. A te udało się jak zawsze super! Trochę mało fotek wyszło, o szarówce już porozmazywane w ogóle, ja nie wiem co ten nasz fotograf tam robił
Ognicho się paliło do samego rana, grilla po raz pierwszy mieliśmy takiego full profesjonalnego - na gaz jak w amerykańskich filmach
Polecam szczerze mówiąc, bo jedzenie w każdej chwili ciepłe, moment zrobione. Odgrzanie sekunda - jak w kuchni w domu. A zapach dymu leciał z ogniska
A poza rybami - to Polaków nocne rozmowy, oglądanie nieoglądanych jeszcze fotek, wspomnienia wypraw głównie tych zagranicznych, planowanie nowych wspólnych wypadów głównie w kierunku północnym, chwalenie się przynętami
Dodatkowo piękna, gwieździsta, wyjątkowo ciepła i wyjątkowo bez komarów czerwcowa nocka